050 Powrót do przeszłości #3

Dziś mały jubileusz, bo oto pojawia się 50 wpis!! W związku z tym postanowiłem spełnić jedno życzenie, a co tam:) Konkretnie jest to życzenia imć Anonimowego Grzybiarza. W związku z tym, zamieszczam dziś swoje "opowiadanko" (a raczej... hmm nie wiem jak to nazwać :D). Osadzone jest w uniwersum, które przedstawiałem w poprzednich odsłonach "Powrotu..." (tu i tu). A także parę szkicy plus jedną stronę, które wykonałem do wspominanego, anulowanego komiksu. 
Choć może kiedyś...


Przejdźmy jednak do tekstu, miłej lektury:), a poniżej kilka rysunków nawiązujących do komiksu i przedstawiające głównego bohatera, najstarsze sięgają roku 2001):

Rok, bodajże 2004?

-         No co?
-         Nie wiem. Coś dzieje się z  moim wzrokiem.
-         Dobrze się czujesz? „IMIĘ”?
Upadł z hukiem  na deski pokoju. Anuelle zerwała się z łóżka, aż ręcznik okrywający jej delikatne ciało zsunął się odkrywając jej jędrne piersi. Przykucnęła przy nim. „IMIĘ” był nieprzytomny. Pogrążał się w ciemnościach. Miał sen. Sen, który zamienił się w koszmar.

       *   *   *

       Las. Stary, bukowy las. Był mroczny, przykryty gęstą mgłą. Martwy od setek lat. Ziemia była popękana, jałowa, sucha, pokryta licznymi kamieniami. Nikt o zdrowych zmysłach tu niezaglądał. Przez niego przedzierała się młoda, piękna kobieta. Miała kasztanowe, długie włosy sięgające do połowy pleców i duże brązowe oczy. Była ubrana jedynie w cienką koszulkę nocną. Po policzkach spływały łzy. Na rękach trzymała dziecko, chłopca o białych niczym śnieg włosach. Płakał. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i rozkładających się zwłok. Pod przechylonym pniem, między korzeniami leżał rycerz. Z prawej piersi sterczały dwa bełty. Niegdyś piękna zbroja, bogato zdobiona, dziś pokryta rdzą i zaschniętą krwią. Lewa noga była nadgryziona. Jego głowa leżała na kolanach. Kobieta miała wrażenie, że jego oczy ją obserwują. Biegła dalej nie oglądając się za siebie. Niektóre drzewa przypominały ludzkie sylwetki, starców powyginanych w nienaturalnych pozach. Swymi długimi, powykręcanymi gałęziami próbowały ją schwytać. Jedna z nich rozcięła jej delikatny policzek. Łzy połączyły się z krwią. Rana zaczęła dotkliwie piec. W oddali było słychać wycie wygłodniałego wilka. Noc była pochmurna. Nie było widać żadnych gwiazd. Jedynym światłem były przenikające spod ciemnych chmur delikatne promienie księżyca. Niedaleko trwała burza. Gromy huczały odbijały się echem od szczytów gór. Biegła dalej. Nogi miała bose, pokaleczone od kamieni i sterczących z ziemi korzeni. Nie zwracała uwagi na ból. Musiała uciekać. W pień obok niej wbiła się strzała. Oglądnęła się. Pogoń była już niedaleko. Błyskawica przeszyła niebo, rozdzierając je na dwie części. Przez chwilę zrobiło się jaśniej. Pozwoliło jej to zobaczyć pięciu rosłych mężczyzn. Trzech było uzbrojonych w miecze, dwóch w średnie łuki. Kolejna strzała przeleciała tuż obok niej. Biegła dalej. Slalomem, co rusz potykając się. Zaczął padać deszcz. Coraz mocniej i mocniej. Jej koszulka nocna stała się cała mokra. Przylgnęła do ciała ukazując w pełni jej szczupłą sylwetkę. Znów świst. Kolejne strzały znalazły się w powietrzu. Żadna nie trafiła w cel. Ktoś za nią zaczął krzyczeć grubym głosem:
-         Szef potrzebuje ją żywą, debile! Macie złapać Finue, ale jeśli tylko coś jej się stanie... odpowiecie swoimi pierdolonymi łbami! Macie ją przyprowadzić żywą zrozumiano?!
-         Tak jest – odezwali się chórem
Knieja  przed nią robiła się coraz rzadszy. Mgła zanikała. Kobieta poczuła pod stopami zimny, wilgotny piasek. Wybiegła nad brzeg jeziora. Tafla wody była czarna, gładka niczym zwierciadło. Zaczarowana. Nawet krople padającego deszczu nie były w stanie zmącić spokoju panującego na jej powierzchni. Odbijały się w niej otaczające szczyty gór pokryte śniegiem. Nad nimi błyskały pioruny. Kobieta zatrzymała się na chwilę. Przytuliła do siebie dziecko, wciąż płakało. Ona sapała. Była zmęczona  i przemoczona. Nagle pogoń ucichła. Wszystko w koło zamarło. Przestało padać, a niebo się wypogodziło. Światło księżyca oświetliło lustro jeziora. Na jego powierzchni zaczęła formować się twarz mężczyzny. Głowa powoli zaczęła wyłaniać się z bezdennej otchłani. Finue cofnęła się kilka kroków przerażona. Łeb potwora miał osiem metrów wysokości. Patrzył prosto w jej zalane łzami oczy. Jego wzrok był przeszywający, zimny, nieludzki,… pełen pogardy. Twarz miał pociągła o ostrych rysach. Patrzył tak na nią przez dłuższą chwilę. Ona nie wiedziała co zrobić. Bała się. Nagle monstrum otworzyło szeroko usta i rzuciło się na nią pochłaniając ją w swoich odmętach.
<<krzyk kobiety>>
Nie !!! Zostaw nas! Zostaw…

*   *   *
-         Chy, Ugh... – „IMIĘ” majaczył. Miał koszmar. Nagle... - Nie! – krzyknął, zarwał się ze snu zlany potem. Próbował złapać oddech. Przed nim siedziała zdziwiona Anuelle. Miała kasztanowe, długie włosy sięgające do połowy pleców i duże brązowe oczy. Była ubrana jedynie w cienką koszulkę nocną. Lekko się uśmiechnęła…



Mam nadzieję, ze bez większych zgrzytów dotrwaliście do końca i wybaczcie;). Jakby co to to wina Grzybiarza (hehe).
Koncepcja była taka, aby to opowiadanie znalazło się w komiksie na moment zapadnięcia głównego bohatera w sen.

  
I to tyle na dziś. Następnym razem w "Powrocie..." zamieszczę jakiś swój starszy szorciak.


You Might Also Like

3 komentarze

  1. Dzięki. Fajny pomysł, ale ogólnie tekst do dopracowania :) Za dużo zbyt krótkich zdań, trochę błędów i nie wiadomo o co chodzi :D

    Nie wiem, czy chciałeś mnie podlinkować, ale jak się kliknie w "Anonimowy Grzybiarz" to wyskakuje coś dziwnego a nie mój blog :)

    Pozdrawiam, do zo na MFK!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Raczej nigdy tego nie poprawię:D
    nie ma po co, stare wypociny i tyle;) i muszę Ci powiedzieć, że długo rozważałem czy w ogóle to pokazać. Ale co tam!!:D hehe

    Do MFK;)

    PS: Dlatego sam sobie nie piszę scenariuszy:)

    OdpowiedzUsuń